Wczoraj rano [09-10-2008] przyjechalismy nocnym pociagiem z Agry do Waranasi, nad swieta indyjska rzeka GANGES...
Waranasi to labirynt waskich uliczek położonych wzdłuż Gangesu. Bezpośredni dostep do rzeki prowadzi przez nabrzeża zwane GHATS – najczęściej szerokie schody prowadzace prosto ku wodzie. Ghaty sluza w większości jako miejsca kapieli [ludzi, bydla, psow itd.], ale jest także kilka „burning ghats” – gdzie publicznie kremuje się ciala zmarłych. Glowna „plonaca ghata” to MANIKARNIKA, która znajduje się tuz tuz przy naszym SHANTI Guesthouse, w którym się zatrzymaliśmy na dwie noce.
Palenie zwlok odbywa się tu 24h na dobe. Na brzegu sa poukładane olbrzymie zapasy drewna, z których układane sa potem stosy. Zamozne rodziny zmarłego wybieraja drzewo sanadlowe, pozostale kilkukrotnie tansze inne drewno. Ozdobnie okryte cialo umieszcza się na stosie, na zmarłym kladzie się cos jak maslo [zwane GHI – tluszcz przyspiesza proces spalania], z wierzchu pokrywa jeszcze drewnem i podpala. Kremacja trwa około 3h. W miedzy czasie, już mniej rytualnie „podgrzebuje się” w ogniu, poprawiając nogi, które na ogol dlugo wystaja ze stosu.. Przed całkowitym spaleniem ciala należy odłączyć glowe od reszty ciala i uwolnic z niej ducha, rozbijając czaszke kijem.. Na stosach nie pali się dzieci do 12stego roku zycia, kobiet w ciazy, ofiar wypadkow, inwalidow i zwierzat. Popioly zmarłego wsypuje się w wody Gangesu [czasem nie wszystko splonie i czesc moze dryfowac..]. Innym rodzajem pochowku jest opuszczenie obciążonego ciala w wody rzeki. Rodzina zmarłego ubrana jest na bialo, a nie jak u nas – na czarno. Nie wolno im tez plakac, gdyz to przynosi cierpienie duszy zmarłego.
Pierwszego dnia w Waranasi obserwowaliśmy fragment ceremonii, wysłuchaliśmy „przewodnika”, który nie omieszkal wyłudzić troche rupii. Pieniadze skasowala babuszka siedzaca w miejscu, z którego obserwuje się ceremonie, zbierajaca na drewno na wlasny stos. Podobno niedaleko jest miejsce, do którego trafiaja osoby stare, bez rodziny, i tam [tylko o wodzie] czekaja na śmierć. Jak powiedział nasz przewodnik – nie czekaja dłużej niż miesiąc.
Chcąc odetchnąć od tej ponurej i niecodziennej dla nas atmosfery uciekliśmy w labirynt uliczek i sprzedawcow „the best silk from my company”. Dym ze stosow który czulismy nad ghata zmieszany pewnie z dymem z roznych stoisk i kuchni w miescie przypominal ciagle o MANIKARNIKA GHAT.
Wciąż błądząc uliczkami doszliśmy do strefy gdzie latwiej kupic dres i t-shirt, czyli na market dla tutejszych mieszkańców. Z tym, ze wlasnie chcilismy kupic sobie jakies indyjskie wdzianko. W koncu znaleźliśmy i już mamy. I nosimy :]
Pokoj (2-os.) w Guesthouse SHANT: 150 rupii/doba
Spodnie: 100 rupii
Chusta [albo szal :]: 50 rupii