Dzis o 19-stej wyruszamy nocnym busem na poludnie, do BIRGANJ - przejscie graniczne do Indii.
Ten bus to byla masakra... oczywiscie z h opozniony. Koles wsadzil nas do jednego busa mowiac, ze tylko nas podrzuci do tego wlasciwego. Juz sie zdenerwowalem. Kolejny jegomosc w docelowym autokarze rzekl, ze to nie nasz - wiec przyciagnalem pierwszego wkurzajacego do drugiego wkurzajacego, aby sprostowali swoje zdania. Wsiedlismy. Nie dajcie sobie sprzedac miejsc nr 15, 16 i cos kolo tego - to siedzenie na samym tyle, 6 w rzedzie [poglupieli!!] i bez mozliwosci opuszczenia oparcia, gdy ci przed toba takiej mozliwosci pozbawieni nie sa. Trauma :]
W TV [!] lecial jakis 7-rzedowy film BOLLYWOOD. Lokalni niby ogladali, ale jak przeszedlem sie po glowach [spali tez w przejsciu - a moja droga dluga, bo z samego konca Ikarusa], aby zgasili - nikt nie protestowal. A prosba o zgaszenie umotywowana byla okrutnie skrzecaca sciezka dzwiekowa tego filmu, Chryste Panie! Glosnik nad glowa, dzwieki jak z ruskiej gierki, samuraje strzelajacy laserami z oczu.
Ale to nie koniec emocji. Trasa przez Nepal, czyli co za oknem - przepascie. Juz nawet nie patrzylem. Czesc drogi jak po wykopkach. ale jadac ze 100km/h czesc dziur sie przelatuje, wiec wszystkich nie czuc :] Dzieciak z przodu puscil pawia za okno, Marta tez sprobowala :] Jeden chlopczyk nie mial smialosci wciskac sie miedzy mnie, a innego pasazera zapartego na ostatniej kanapie oraz w twierdzeniu, ze 6 osob sie tam nie miesci. Nawytykalem "pilotowi" naszego busa, ze ta 6-sta osobe, to niech sobie na kolanach posadzi. Chlopczyk w koncu ustapil, ale zamienil sie z panem, ktory usilnie chcial pospac na mym ramieniu. Nic, tylko podbijalem mu glowe, az ustapil i przyjal pozycje "na popielniczke". Do tego jakas klotnia lokalnych, potem znow ja uciszalem melomana muzy z komorki o 3 w nocy. Myslalem ze mnie tam pozabijaja. Jedyne 10h...