W koncu cos "konkretnego" do zobaczenia :] I widac nie tylko ja tak mysle, bo na miejscu, pod swiatynia Kantanagar, spotkalismy niemiecka ekipe, krecaca dokument o Bangladeszu. Przynajmniej inwazja lokalnej ciekawosci rozlozyla sie pomiedzy nas i Niemcow :]
Na begalskiej prowincji mozna sie poczuc conajmniej jak Justin Timberlake na Bielanach :] Wszytkie oczy na ulicach kieruja sie na "bialych". Lokalni czesto wykrzykuja "HELLO", "HOW ARE YOU". Czesc krzyczy sobie w swoim jezyku :] Odwazniejsi i wladajacy wystarczajaco jezykiem angielskim podchodza z powtarzajacym sie niemalze bezblednie, szpiegowskim zadaniem, czyli dowiedziec sie o: kraju pochodzenia, relacji miedzy mna a Marta [dla spokoju jestesmy MALZENSTWEM :], profesji i dlugosci pobytu w PIEKNYM BANGLADESZU.
Hinduska swiatynia z 1752 roku to rzeczywiscie "zlotko" polozone na tle bengalskich pol uprawnych. Wszystkie sciany ozdobione sa rzezbiami przedstawiajacymi rozne scenki - kazda cegla to inna scenka.
Dookola swiatyni lokalni urzadzili typowy wiejski odpustowy bazar polaczony z lunaparkiem - ciekawy folklor :]
Bus DINAJPUR-KANTANAGAR: 19TK/os.
Przejscie przez bambusowy most: 5TK/os.
[Wyklocone z 10TK/os.. kurka, jak w Robin Hoodzie.. "mostowe". Woda siegala po kolona :]