Nie dalo sie nie wrocic na kolejne spotkanie z zolwikami. Oczywiscie nie obylo sie bez problemow. Podobnie jak wczoraj, tak i dzisiaj, znalazl sie jakis lokalny duren, ktory twierdzil, ze zolwie sa jego. Jego z takich pacanow probowal wytargac wielkiego zolwia z wody, aby pokazac go niemieckim turystom, ktorym nie chcialo sie zamoczyc nozek. Zolw sie miotal i oczywiscie nie mial najmiejszej ochoty na taka forme spotkania. Musialem interweniowac :] Przepychanki, przjazd kolejnych kretynow legitymujacych sie jako "ochrona dzikiego zycia Sri Lanki" czy cos takiego, ci kretyni bronili tamtych debili i standardowo nie sluchali, gdy sie do nich mowilo. Caly konflikt z lokalnymi durniami nie zacmil frajdy, jaka mielismy plywajac w oceanie z ziomalami w skorupach :] Jutro wracamy tu znow.
Singalska maska-pamiatka zakupiona w pracowni specjalizujacej sie w wytwarzaniu masek wysokiej jakosci: 3500 rupii [duzo drozsza od typowych turystycznych, ale polecem odnalezienie tego sklepu, rozmowe z wlascicielem no i zakup ktorejs z licznie spogladajacych ze scian masek - warto!]