Autokar [AC, a mial byc bez :] 6:00 wyruszul planowo, czyli o 6:20 :] Pilot w busie rozdal podroznym ubozsza wersja samolotowego posilku - smazone ziemniaczki [niestety na ostro], bananka, buleczke i serek - wszystko w tradycyjnej wersji mini, podane w pudeleczku, jak milo :]
O godzinie 9:00 rano przekroczylismy granice i znalezlismy sie w Bangladeszu..
Z Indii do Bangladeszu przeszlismy na pieszo - musielismy zmienic autokar [tutaj opisana doplata za bilet w TAKA]. "Czlowiek" firmy transportowej oprowadzil nas dosc sprawnie poprzez wszystkie procedury paszportowe. Kolejny indyjski urzednik okazal sie kolekcjonerem zagranicznych monet - dostal 5gr, ale kulturalnie odwdzieczyl sie 1Rs.
Autokar z Benapole [miejscowosc graniczna po stronie Bangladeszu] odjezdzal o 11:00.
Pierwsze, co rzucilo mi sie w oczy, to brak olbrzymiej liczby smieci pokrywajacych rowy, podworka itp. Zageszcznie smieci wzrasta jednak wraz ze wzrostem zageszczenia ludnosci [a juz sie ludzilem, ze Bangladesz jest czystszy]. Droga zeszla nam na ogladaniu bengalskich krajobrazow: woda, pola ryzowe, niezliczone punkty handlu i obrobki drewna i znow woda :] Troche Holandia i Wenecja poludniowej Azji.
Benglascy kierowcy !!! Podejrzewam, ze przed otrzymaniem prawa jazdy na autobusy przechodza szkolenia w TAJNYM OSRODKU PERFEKCJI MIJANIA "NA CENTYMETR" PRZY PREDKOSCI 100KM/H I POZBAWIANIA STRACHU PRZED SMIERCIA. Nasz drajwer wyprzedzil wszystkich - w stolicy bylismy pierwsi :]
Zblizajac sie do Dhakki, juz po zmroku, minelismy kilkadziesiat pietrowych hal produkcyjnych. Jak mozna bylo dostrzec przez okna, miejscowi wytwarzali tam odziez. Ciekaw jestem, ile fabryk Abercrombie, Nike, Adidas itp minalem po drodze. Czy moja wartosc po dotarciu do Europy tez wzrosnie kilkudziesieciokrotnie :]
Bus wjechal do miasta od polnocy. Wysiedlismy GDZIES w czesci miasta zwanej MALIBAGH. No i zaczal sie KOSZMAR WIELKIEGO MIASTA. Rikszarze nie rozumieli ANI slowa po angielsku i nie wiedzieli, gdzie nas maja zawiesc. Czesc informacji z przewodnika byla nieaktualna, czesc hoteli byla pelna [w czesci tylko tak mowili - wiekszosc hoteli w Dhacce nie akceptuje bialych turystow], a czesc za droga. Marta rozpoczela walke ze skutkami ubocznymi tabletek na malarie. Kiedy wymiotowala na waskim pasie zieleni pomiedzy ulicami, podeszly do mnie dwie stoleczne prostytutki [tak osadzilem po ich "zachecajacym" zachowaniu] - jakos chcialy pomoc moze :]
Po ponad dwoch godzinach walki, szczesliwie trafilismy do hotelu SHADMAN przy NAWABPUR ROAD [juz w Starej Dacce]. Tu nas przyjeli, po rozsadnych cenach!
Pokoj z lazienka w SHADMAN HOTEL: 280 TAKA